Straszna Przystań

Towarzysze! NA PEWNO OD WIELU LAT ZAUWAŻACIE WZROST LICZBY tzw. CREEPYPAST! Jesteśmy bibliotekarzami! Zbieramy je i przechowywujemy DLA CIEBIE! TAK, dla ciebie! Jesli nie wiesz co to creepypasta, to товарищ pozwól sobie nieco poczytać a następnie się zarejestrować.

#1 2013-01-25 17:30:47

 Zamiatin

Towarzysz

Punktów :   

Teoria Strun

Mieliście kiedyś uczucie jakby ktoś obcy znajdował się w waszym domu, a wy pomyśleliście po prostu "Nie chcę tego wiedzieć" i olaliście to? Czasem lęk przed nieznanym jest lepszym wyjściem niż konfrontacja z rzeczywistością, z konkretnym niebezpieczeństwem. Mimo, że zwykle jest to jakiś drobiazg. Pewnego razu sygnał mojego bezprzewodowego telefonu zepsuł się, kiedy byłem sam w domu. Można było dzwonić z niego tylko z salonu. Innego razu, mógłbym przysiąc, że ktoś wziął z mojego biurka kilka drobniaków. Wszystko to jest pewnie wynikiem trochę niepokojących pomyłek pamięci.

Ale co zrobilibyście gdyby zdarzyło się coś naprawdę niesamowitego? Ucieklibyście czy zignorowali to, tak jak ja uczyniłem?

Ostatni poniedziałek był zwyczajnym dniem. Wstałem, umyłem zęby, ubrałem się do szkoły... Wszystkie te mało znaczące etapy mojego porannego rytuału. Zanosiło się na to, że będzie to kolejny wybitnie nudny dzień, do czasu gdy ujrzałem struny.

W moim pokoju znajdowała się plątanina trzech bądź czterech włókien. Krzyżowały się pomiędzy ścianami wokół mojego łóżka, jedna przymocowana była do drzwi. Nie ma opcji żebym je wcześniej przeoczył; potknąłbym się o nie. Były przypięte do ścian, co nie miało miejsce jeszcze 10 sekund temu.

Założyłem, że nikt nie mógł przebywać w pokoju podczas gdy ja się w nim znajdowałem. Było wcześnie, mój mózg nie pracował właściwie. Po prostu nie uwierzyłem w to co widzę, odczepiłem struny i wyszedłem do szkoły, zostawiając je zwinięte na biurku.

Potem nie było lepiej. Na zewnątrz były ich setki, przewiązane między domami, wokół aut, przeciągnięte przez ulice... Musiał to być super wyszukany dowcip. Ukryta kamera albo jakiś happening. Zaangażowali do tego przedstawienia wszystkich innych; przechodnie byli owinięci w żyłki, wiążące ich z miejscami, do których zdążali albo, od których się oddalali, jak gdyby kontynuowali swój pochód kursem wyznaczonym przez struny.

Nerwowo kontynuowałem podróż do szkoły. W autobusie każdy oprócz mnie był przywiązany do drzwi. W szkole, grupki przyjaciół były przywiązane do innych; nauczyciele połączeni ze swoimi biurkami i tablicami. Zastanawiałem się, dlaczego tylko ja jestem odpięty.

Kiedy moja przyjaciółka Lucy usiadła obok mnie na pierwszej lekcji, jakby nigdy nic, rzuciła mi na kolana swoją torbę i podparła podbródek na dłoni gapiąc się na okno za mną.

"Hej, Lucy."

Bez odpowiedzi.

"No weź, nie spodziewałem się, że ty też jesteś w to wszystko zamieszana."

Westchnęła i zaczęła wyjmować książki ze swojej torby. Wszystkie były połączone z jej dłońmi. Uśmiechnąłem się kpiąco i energicznie pociągnąłem za jedną z książkowych strun wyrywając ją. Wyglądała jakby tego nie zauważyła, zamiast tego po prostu zlekceważyła całkiem książkę, bez wahania pozwalając jej upaść na podłogę.

"Um." Schyliłem się podnsząc jej książkę i położyłem ją z powrotem na biurku. Nie zauważyła tego.

"Dobrze, jeśli tak mamy się bawić." powiedziałem z uśmiechem, starając się wyglądać wesoło, ale naprawdę ukrywałem moje podenerwowanie. Ścisnąłem w jednej ręce wszystkie struny do niej przymocowane i wyrwałem je. Mrugnęła i odwróciła się do mnie.

"Kuźwa, Martin. Jesteś jak jakiś ninja."

"Siedzę tu chyba z 10 minut." Uśmiechnąłem się ponownie, uspokojony tym, że moja przyjaciółka w końcu mnie "zauważyła".

"Skąd się wzięły wszystkie te sznureczki??" wysapała, udając, że widzi je po raz pierwszy.

"Przypuszczam, że wszyscy mnie wpierdalacie w..."

Wstała, cofając się do kąta. Nikt inny w klasie tego nie zauważył.

"Nie było ich jeszcze minutę temu! Też je widzisz??" jej głos zdradzał, że była szczerze przerażona.

"Nie. Ty nie..." przerwała mi moja nauczycielka trzaskająca drzwiami. Każdy z wyjątkiem mnie i Lucy wymruczał dzień dobry i wciąż nikt nie wyglądał na chcącego zwrócić nam uwagę.
"Ludzie ignorują mnie cały dzień." powiedziałem Lucy zanim odwróciłem się do naszej nauczycielki. "Hej! Głupia dziwko! Nie potrafisz uczyć, do kurwy nędzy!"

Bez reakcji.

"Uciekam z tego całego gówna." Lucy odciągnęła kilka strun na bok i opuściła klasę. Podążyłem za nią i - uwaga, uwaga - nikt tego nie zauważył.

Przemierzaliśmy korytarze, wychodząc i wchodząc do upatrzonych przez nas klas. Kiedy tylko odwiązywaliśmy od kogoś krzesło albo książkę, wyglądało tak jakby nagle ten przedmiot przestawał mieć dla nich znaczenie. Nie istniał.

Pokazałem jej ulicę na zewnątrz; było tam więcej strun niż kiedy szedłem rankiem. Dwukrotnie więcej. Ostrożnie torowaliśmy sobie drogę przez plątaninę, kierując się do pobliskiej kawiarni. Wiem, niezbyt błyskotliwie. Ale co byście zrobili w naszej sytuacji? Jak już powiedziałem, lęk przed nieznanym czasem wygląda na bezpieczniejsze wyjście. Po jakimś czasie zaproponowałem żebyśmy odczepili trochę więcej ludzi. Lucy sprzeciwiła się temu, mając w pamięci jak bardzo była po tym przerażona.

W kawiarni chwyciliśmy parę kanapek i napojów z lodówki. Znaleźliśmy stół, uwolniliśmy krzesła ze strun i usiedliśmy. Oboje jedliśmy w ciszy, oboje zbyt przestraszeni, oboje odwracając uwagę od siebie nawzajem przez obserwację kawiarnianych gości, nieświadomych połączeń.
Po dwudziestu minutach Lucy przemówiła. "Teraz ta weźmie kanapkę." powiedziała, wskazując na kobietę po drugiej stronie kawiarni. Faktycznie, podeszła do lodówki i zabrała owiniętą w folię kanapkę, z którą była połączona. "Zapłaci za nią i wyjdzie." Tak zrobiła, zgodnie z przewidywaniem strun. "Ten kolo nie ma zamiaru płacić." Oglądałem jak mężczyzna bierze swoją kawę i wybiega ze sklepu obserwowany przez dwójkę kelnerek, zbyt rozdrażnionych aby go gonić.

"To okropne." załkała. "Chodźmy. Proszę."

Na zewnątrz nie było lepiej. Każdy podążał dokładnie z kierunkami strun, poruszającymi ich codziennym życiem. Lucy oznajmiła, że idzie do domu przespać to, a ja zgodziłem się pójść do niej. Mieszkała zaledwie dziesięć minut drogi stąd.

Z dala od ruchliwej części miasta znajdowało się mniej połączeń. Było milej; mogliśmy udawać, że nic się nie wydarzyło.

Gdy skręciliśmy w ulicę Lucy, zatrzymała się rozwierając usta.

"Co znów?" przerwałem ciszę, mój głoś zabrzmiał zadziwiająco wysoko.

"Spójrz." wskazała przed dom jednego z jej sąsiadów.

Widziałem to wyraźnie i nie zapomnę tego momentu do końca życia. Ponury karzeł, wysoki może na metr, spacerował z knykciami przy ziemi, prawie jak małpa. Miał parę bulwiastych, żółtych oczu zajmujących pół twarzy, bez ust ani innych części twarzy. Trzymał młotek i kłębek, który rozwijał za sobą.

Szedł prędko i w milczeniu, od drzwi frontowych do skrzynki na listy. Zatrzymał się, przybił ćwiek do boku skrzynki i zaplótł wokół niego strunę. Odwrócił się do nas twarzą i znieruchomiał spostrzegłszy nas.

Sytuacja stała się bardziej skomplikowana niż była do tej pory, ale on tylko wpatrywał się w nas ze zdziwieniem i zaciekawieniem. Mógłbyś rzec, że jest bardziej przestraszone od nas. Nagle skinął na nas swoją malutką dłonią.

Spojrzałem na Lucy, nie poruszyła się. Z powrotem na karła, który się na mnie gapił.
Zmniejszyłem dystans między nami o połowę, potem znowu. To już nie był lęk przed nieznanym; to był strach przed tym małym gościem. Nie wyglądał na coś co byłoby przestraszone. Gdy znalazłem się w odległości jednego metra, wyciągnął dłoń.

"Uh. Cześć." Potrząsnąłem nią. Skinął twierdząco, mrugając na mnie swoimi ogromnymi oczyma.

"Więc ty jesteś jednym z opiekunów strun?" Kiwnął gorliwie. Przywołałem Lucy, ale ona stała w miejscu.

"Jest was więcej?" Kolejne skinięcie. Chciałem zadać mu tyle pytań, czym byli i skąd się wzięli, ale wyglądało na to, że jestem ograniczony pytaniami tak-lub-nie.

"Czy pozostaniemy wolni?"

Spojrzał na mnie tylko, jakby ze smutkiem. Natychmiast poczułem ścisk w żołądku i nie mogłem więcej znieść widoku małego potwora. Chwyciłem Lucy, która wszystkiego słuchała, a teraz usiadła na krawężniku z głową w dłoniach.

"No dalej."

Weszliśmy do jej domu, a ja zrobiłem herbatę. Gdy znalazłem ją w sypialni odwiązywała swojego psa i plątała się z tym, płacząc. Położyłem herbatę i usiadłem obok niej.

"Bardzo się boję." wyszeptała po dziesięciu minutach szlochu. Nie odpowiedziałem. Nie potrafiłem.

"Idę spać." wymamrotała w końcu i usnęła w przeciągu minuty. Pomyślałem, że sen to całkiem dobry pomysł, czując jak moje powieki stają się ciężkie.

Opadłem na koc i ostatnia rzecz jaką usłyszałem zanim usnąłem był niedaleki tupot kilkunastu stóp.

Czułem się znacznie lepiej następnego ranka, jakby całe zdarzenie było tylko snem. Zakładając, że mama Lucy nie zobaczyła mnie rankiem, rozmyślałem nad tym jak wytłumaczę się z tego, że przenocowałem u niej w domu bez przyzwolenia.

Podczas śniadania Lucy zapytała mnie czemu jestem taki blady i spięty. Odwróciłem się do niej z uśmiechem i wymamrotałem coś o tym, że jest mi niedobrze.

Ale prawda była taka, że byłem przerażony, ponieważ nie widziałem już żadnych strun i zastanawiałem się czy moje czyny naprawdę były moimi własnymi decyzjami.


Polacy! Gdziekolwiek się znajdujecie[...]
Propagujemy totalitaryzm w takim samym stopniu jak Hitler propagowal surealizm/dadaizm/impresjonizm...

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.forum-klasowe.pun.pl www.strzelnica-olsztyn.pun.pl www.plota-radom.pun.pl www.cs-bezdomni.pun.pl www.herbstazachod.pun.pl